c:
...
Łączna liczba wyświetleń
niedziela, 6 maja 2012
10. Spotkanie z Emilem
-Wstawaj ! Wstawaj !- Mogłam tak krzyczeć ale on i tak nie reagował.
Zaczęłam go szturchać
-No już 5. minut. - Odezwał się Cyryl.
-Nie mamy czasu, musimy się śpieszyć mamy dużo spraw do załatwienia.
- 5 minut cię nie zbawi.
Chciałam go obudzić ulgowo, ale jeśli to nie pomaga. Zobaczyłam wazon z zimną wodą. Wyjęłam kwiatki i ochlapałam go. Nie mogłam powstrzymać się ze śmiechu. Cyryl od razu wyskoczył z łózka.
- Bardzo Ci dziękuje, ale przy najmniej prysznic mam już za sobą. Carmen...- Mówił to swoim milutkim głosikiem, podchodząc do mnie.
-Nie, odejdź!
Zaczęłam uciekać , ale i tak mnie złapał. I z całej siły przytulił. Tak, że ja byłam też cała mokra. Spojrzałam na jego grzywkę, która cała mokra opadała mu na oczy. Wyglądał w tej fryzurze tak uroczo. Widziałam, że jego usta zbliżają się już do moich gdy nagle ktoś zapukał do drzwi. Nasze oczy powędrowały do wchodzącej osoby. Była to Moli.
-ymm, nie chciałabym przeszkadzac, ale musimy się zbiera.-popatrzyła na nas krzywo, a my zaczeliśmy się głośno smiac. Dziewcyzna opusciła nasz pokuj, a mi udąo się skłonicz pryzjaciela to wysuszenia się i ubrania. On poszedł do łazienki, a ja wybrałam nowe ciuchy, bo te były już nie zdatne. Krązyłam po pokoju w samej bieliźnie szukając odpowienich rzeczy do ubrania, gdy nagle Cyryl wyszedł z łazienki. Krzyknełam głośno i zakryłam się prześcieradłem.
-Przepraszam, ale nie masz się czego wstydzic.
-Ta jasne! Wynocha do łazienki -uśmiechnełam się, a on z trudem ciągle spoglądając na mnie udał się do innego pomieszczenia. Po 20 minutach siedzieliśmy w taxi, jechaliśmy do Emila. Zatrzymaliśmy się przed niskim budynkiem. Był bardzo szeroki, ale jak podejrzewam było tylko jendo piętro. Weszliśmy, czułam się nieswojo. Każdy się jakoś dziwnie na nas patrzył. Tak jakbyśmy coś im zrobili. Nagle ujrzałam go. To był Emil. Szybko podbiegłam do niego, przytuliłam go. On też się ucieszył na to spotkanie, podniósł mnie i mocno przytulał.
- No już już. Mamy dużo roboty.- Mówi Moli.
-Co on tu robi ! Po co go wzięłaś ?!- Krzyczał Emil.
-Spokojnie, on mi wiele pomógł.
- Weź spadaj koleś.- Powiedział Cyryl
-Sam spadaj, nie jesteś tu mile widziany.- Odparł Emil.
-Możecie się uspokoić, co wy tu odwalacie.?! - Zaczęłam krzyczeć na nich.
-Przepraszam Carmen, spotkamy się w hotelu. Ja nie będę tego dłużej znosić. Nie che przebywać w jego towarzystwie.
-Cyryl, nie idź nie zostawiaj mnie.
-Pa. Do zobaczenia.
-Wiesz co dziękuję Ci bardzo, zawiodłeś mnie.- Odpowiedziałam jemu, ze smutkiem.
On jednak nie reagował na mnie. Poszedł, po prostu wyszedł i nie zwrócił uwagi na to, że bardzo mnie to zabolało. Mimo wszystko ciekawośc była większa od złosci więc, poszłam za nim. Siedział na tarasie i patrzył się w dal.
-CO ty tu robisz? CO to za miejsce- mówiłam łagodnym, spokojnym tonem.
-Odwyk.
-Co? Jaki odwyk?-mój głos znacznie się uniół.
- Przepraszam, że ci nic nie powiedziałem przez tyle lat, ale bałem się że nie będziesz chciała się zadawac z narkomanem.-po wypowiedzeniu ledwo słyszalnych słów spojrzał mi głęboko w oczy. Nie mogłam uwierzyc w to co się dzieje. Mój dawny przyjaciel mnie okłamał. I to przez tak długi czas. Nie odchodziłam jednak, bo nie znałam całej historii, a miałam nadzieję, że wyajśni mi to i owo. Słuchałam w milczeniu, lecz za każdym zdaniem byłam coraz bardziej ździwona, w końcu po całym opowiadaniu 3 lub 4 lat słowjego życia wstał i podszedł do barierki. ( dla tych co nie pamiętają historii: [rozmowa Cyryla z Moli]
-Skąd znasz Emila-wystrzeliłem prosto z mostu co jak zauwazyłem ździwiło moją ,,koleżankę".
-Dlaczego pytasz?
-Ja nie wiem. Poprostu jestem ciekawy.-odpowiedziałem obojętnie.
- To, jest jakby mój klijent. Znaczy kiedyś był. Miał pewien okres w życiu, że sobie nie radził. Poznaliśmy się na wakacjach. DOwiedzieliśmy się wiele o sobię. Spędzaliśmy mnóstwo czasu. Kiedyś wyjawiłam mu, że potrzebuje pieniędzy, więc przemycam narkotyki. On nawet się nie ździwił, tylko poprosił mnie o nie. Ja mu je sprzedawałam przez około rok, lub dwa. Pewnego razu spotkaliśmy się w kawiarni by mógł kupic kolejną paczkę, ale ja tego nie zroibłam. Powiedziałam, że nie może tego brac, bo to ciągnie się już za długo. On wściekły nie odzywał się do mnie przez dłuższy czas, do momentu gdy dowiedział się o wypadku swego ojca. Chciał wrocic do nałogu więc wybrał mój numer i błagał o to bym mu zas sprzedała kilka paczek tego proszku. Wiedziałam, że nie odpusci więc powiedziałam mu, że nie będe tego wysyłac bo boję się o to, że mnie złapią. Kazałam mu przyjechac do mnie do Londynu, czyli tam gdzie mieszkam. Po jednym dniu ujrzałam go w drzwiach. Miałam pewnien plan. Zaprowadziłam go do domu, gdzie zajmują się ludźmy z nałogami. On nie wiedział o niczym, jendak było już za późno by się wycofac, więc wściekły został tam. Teraz lecimy do niego, bo poprosił mnie bym przyprowadziła tam jego przyjaciółkę, którą potrzebuje.)
-Pewnie teraz wyjdziesz i zapomnisz o mnie, ale musiałem ci to w końcu wyznac.
-Najchętniej bym tak zrobiła, ale nie mogę. Mimo kłamstw nie zostawię przyjaciela w potrzebię. Teraz kiedy potrzebujesz kogoś bliskiego. Będę cię codziennie odwiedzac i mam nadzieję, że w końcu wyjdziesz z tego nałogu, ale nie myśl sobie, że będzie jak dawniej. Prawdopodbnie juz nigdy nie będziemy tak dobrymi przyajciółmi jak kiedyś. Zawiodłeś mnie i ciężko mi będzie wybaczyc Ci.-odpowiedziałam mu. W mojej wypowiedzi było tak wiele emocji.- Narazie muszę coś załatwic, więc już idę, zobaczymy się jutro.
-DObrze, dziękuje ci. Dziękuje za wszystko.-po tych słowach odeszłam ,ale w drzwiach tarasowych powiedziałam mu jeszcze jedno zdnaie.
-Twój ojciec żyje i właśnie idę na spotkanie z nim.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz